Przebywając w nadmorskiej miejscowości Pafos warto wybrać się w malownicze Góry Troodos. Oddzielają one Republikę Cypryjską od północnej części. Są stosunkowo niskie i ukształtowaniem przypominają nasze Sudety – najwyższy szczyt Olimp sięga 1952 m.n.p.m. Doskonale nadają się na piesze wędrówki, trekkingi, nawet gdy nie jesteśmy specjalnie przygotowani do wędrówek typowo górskich.
Taką wyprawę można dość łatwo zorganizować. Z jednej strony możemy skorzystać z oferty biur podróży, które zapewniają transport, przewodnika ( znajdziemy też polskiego), lunch w postaci słynnego cypryjskiego mezze, wszystko w kwocie około 80e Euro/os. To cena za wyprawę całodniową. Można też samemu wynająć auto i wyruszyć w trasę. Samochód na 3 dni to wydatek rzędu 150-190 E, w zależności od modelu (+ koszty paliwa), pamiętając jednocześnie o tym, iż na Cyprze obowiązuje lewostronny ruch.
Zdecydowałam się skorzystać z pierwszej opcji.
Pierwszy przystanek naszej wyprawy miał miejsce w wiosce Salamin. Nadszedł czas na wizytę w lokalnej „kawiarni” i prawdziwą, cypryjską kawę, parzoną w miedzianym tygielku, na gorącym piasku. Powinna być podawana bez cukru i ze szklanką wody do przepicia jej mocnego, wyrazistego smaku.
Jeszcze 20 – 30 lat temu nie do pomyślenia było, by do takiej kawiarni przychodziły cypryjskie kobiety. To miejsce zarezerwowane tylko dla mężczyzn, którzy praktycznie całe niedziele poświęcali na grę w karty, a i często popijali coś mocniejszego. Niedopuszczalne było to, by zatroskana żona przyszła odebrać swojego „zmęczonego” męskim dniem współmałżonka. To źle widziane zachowanie przez całą lokalną społeczność.
Wioska ma niezwykle urokliwy charakter. Oprócz Kościoła św. Barbary warto przyglądnąć się domostwom. Mieszkańcy Cypru uwielbiają roślinność. Na terenie wyspy, jak grzyby po deszczu, rozsiane są tzw. zielone szkółki, oferujące bogaty wybór krzewów czy kwiatów. Te następnie ustawia się, dla ozdoby, przy drzwiach wejściowych. Obok domów buduje się piece (furnos) i stawia potężne rożna. Ciekawostką jest to, że jak w Polsce na tłusty czwartek spożywa się słodkości, tak tutaj, w ten dzień królują grillowane różnego rodzaju mięsiwa.
Po wypiciu kawy jedziemy dalej, robiąc kolejny krótki przystanek przy tzw. moście weneckim, zwanym też garbatym. Kiedy Wenecja w XVI wieku zapanowała nad tym terenem, zaczęła wytyczać szlaki handlowe, w stronę Nikozji, przebiegające po górskich zboczach. Chodziło o ominiecie morskiej drogi handlowej, na której to grasowali piraci. Dziś możemy podziwiać jeden z mostów, typowy dla charakteru konstrukcji weneckiej.
Docieramy do jednego z najważniejszych punktów wyprawy – Monastyr w Kykkos, dla prawosławia tak ważny, jak dla katolików Częstochowa. Środki na budowę świątyni przekazał w XII wieku cesarz bizantyjski. O całej historii tego wydarzenia możemy dowiedzieć się z pamiętników sporządzonych przez jego córkę Annę Komnenę. Dzieło jest dostępne pod tytułem Aleksjada.
Ściany klasztoru pokryte są przepiękną mozaiką, pochodzi ona z lat 80 – tych XX wieku, z okresu renowacji tego miejsca. Na wstępnie, tuż przy wejściu, przedstawiona jest historia mnicha Izajasza, który sprowadza tutaj najważniejszą rzecz – Ikonę Matki Boskiej. Znajduje się ona w centralnej części Monastyru, jednak nie jest wystawiana na widok publiczny. Istnieją dwie hipotezy dlaczego tak jest.
Pierwsza mówi o tym, iż ze względu na częste pożary uległa zniszczeniu i nie chcę się jej pokazywać w takim stanie. Wersję drugą przedstawiają zgromadzeni tu mnisi. Wg nich nie jesteśmy po prostu godni by ją oglądać. Dostępna jest jej jedynie kopia w postaci mozaiki. Ciekawostką głównej części świątyni są dwa żyrandole, podarowane Matce Bożej przez ostatniego cara Rosji – Mikołaja II Romanowa w intencji uzdrowienia chorego na hemofilię syna Aleksego.
Obok głównej części Monastyru znajduje się pomieszczenie, w którym przechowywane są relikwie świętych. Obecnie klasztor jest czynną wspólnotą, na pierwszym piętrze umieszczone są cele zakonników i bogato wyposażona w starodruki biblioteka. Korytarze pokryte są bogatymi mozaikami z życia i działalności m.in. św. Pawła.
W Monastyrze tylko raz zobaczyć można witraże, dosłownie wciśnięte w boczne okno. Prawosławie nie uznaje tego typu ozdób. Prawdopodobnie jest to dar dla tego miejsca i mnisi umieścili go na bocznej ścianie.
Na wzgórzu, nad klasztorem, górują potężne dzwony. Uruchamiane tylko w szczególnych sytuacjach – zagrożenie lub ważne święta, takie jak Wielkanoc. Mówi się, iż niezwykle donośny głos dzwonów potrafi zagłuszać myśli.