Po wylądowaniu w Santa Clara udaliśmy się do oddalonego od centrum kompleksu hotelowego La Granjita. Na rozległym, zielonym obszarze rozrzucone domki tworzyły niesamowita atmosferę. Kaczki, gęsi, koty swobodnie poruszały się po trawnikach dając nam do zrozumienia, że są u siebie.
Obiekt a przede wszystkim jego otoczenie zachęcały do chwili odpoczynku. Jednak lata świetności to miejsce ma już za sobą. Przymknęłam na to wszystko oko, tłumacząc sobie, że jestem na Kubie, w państwie komunistycznym.
Zwiedzanie Kuby rozpoczęłam od miasta Santa Clara, słynnego przede wszystkim z mauzoleum Ernesto „Che”Guevary.
Ernesto nie był Kubańczykiem. To Argentyńczyk, który wraz z Raulem i Fidelem Castro zaangażował się w wyzwolenie Kuby z rak prezydenta Batisty. To też ostatni obcokrajowiec, któremu po rewolucji Kubańskiej przyznano obywatelstwo. Mauzoleum postawiono w miejscu gdzie na przełomie 1958/59 roku toczyła się jedna z bitew decydująca o dalszych losach rewolucji. Zdobycie przez rebeliantów miasta otworzyło drogę do Hawany. Dzisiaj w tym miejscu ustawiono pomnik tego bohatera narodowego a naprzeciwko rozciąga się potężny plac Plaza de la Revolution otoczony 14 palmami ( po ostatnim huraganie jaki nawiedził Kubę – huragan Irma – jedna z palm uległa zniszczeniu).
Ich liczba nie jest przypadkowa – to data urodzin Ernesto ( 14.06.1928 r.). Najbardziej znany na świcie pomnik Che góruje nad całą okolicą. Jego ręka umieszczona w temblaku ma przypominać o ranach i poświęceniu jakie poniósł ku chwale rewolucji. W samym Mauzoleum, znajdującym się pod pomnikiem, umieszczone są szczątki Ernesto, sprowadzone z Boliwii.
Krótki pobyt w tej miejscowości pokrótce nakreślił mi historię ostatnich 50 lat na Kubie. Czas było ruszyć dalej, ku nowym miejscom, smakom i bohaterom. Przede mną rozciągała się trasa prawie 500 kilometrów w stronę miejscowości Bayamo.
Kilka postojów po drodze powoli odkrywało tajemnice wyspy. Na pierwszym z nich mogłam posmakować jednego z najbardziej znanych koktajli – pina colada. Nazwa wywodzi się od hiszpańskiego słowa pina- ananas, bo właśnie na bazie tego soku oraz śmietanki kokosowej i jasnego rumu jest wykonywany.
Mijając kolejne miejscowości dostrzec można było, iż postać „Che” jest bardzo ważna dla mieszkańców Kuby. Liczne cytaty, portrety, murale to jedyne reklamy mijane po drodze.
W związku z tym, iż do samego Bayamo dotarliśmy wieczorem, zwiedzanie miasta przełożyliśmy na kolejny dzień. Na wieczór zaplanowaliśmy wyjście do typowej kubańskiej tawerny by rozpocząć przygodę w kubańskim rytmie. Kubańczycy to jeden z najbardziej roztańczonych narodów świata, tańczy się nie tylko dużo ale i wszędzie. Po przekroczeniu progu tawerny od razu rozpoczęliśmy naukę. Na pierwszy ogień poszło son, mambo i rumba. Miejscowa kapela wystukiwała gorące rytmy na bębnach Conga a nogi same rwały się do tańca.
Zmęczeni, roztańczeni i uśmiechnięci wróciliśmy do hotelu. Rano trzeba było wcześnie wstać by ruszyć na podbój Bayamo. To urokliwe miasteczko z charakterystyczną kolonialną zabudową, założone w 1513 roku przez Diega Velazqueza liczy dzisiaj około 120 tysięcy mieszkańców.
Odnowiony deptak prowadzi nas wprost w stronę głównego placu, na którym znajdują się pomniki dwóch ważnych postaci. Pierwsza z nich to ojciec narodu, – Jose Marti – pisarz, poeta, prawnik, podróżnik. Uznawany za bohatera narodowego, walczył o uniezależnienie się państwa od Hiszpanii i Stanów Zjednoczonych.
To jego imię noszą kubańskie szkoły a znajomość jego twórczości zaliczana jest do kanonu lektur obowiązkowych. Jeden z jego poematów został wykorzystany jako tekst piosenki Guantanamera, która do dzisiejszego dnia jest jedna z najbardziej znanych patriotycznych piosenek na Kubie.
„Jestem prostym człowiekiem
z krainy gdzie palmowe rosną drzewa,
i póki nie nadejdzie mój kres
Słowa te prosto z serca śpiewam”
Drugi pomnik przedstawia Pedro Figueredo autora hymnu, który powstał w Bayamo w roku odzyskania przez Kubę niepodległości – 1886.
Innym słynnym mieszkańcem tej miejscowości jest Carlos Manuel de Cespedes (ojciec Ojczyzny), kubański plantator, autor deklaracji niepodległości. Historię Carlosa, walki o niepodległość i zniesienie niewolnictwa możemy poznać zwiedzając tutejsze Muzeum. Budynek w którym się znajduję jest jedynym, który przetrwał rewolucyjne ruchy przeciwko Hiszpanom w 1869 roku, kiedy to mieszkańcy miasta w akcie protestu postanowili je spalić.
Ogólnie Muzea na Kubie nie przypominają swoimi eksponatami tych do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie. Najczęściej wyposażone są w plakaty, pisma, zdjęcia a duże mniej jest w nich eksponatów. W każdym muzeum za fotografowanie musimy ponieść dodatkową opłatę w wysokości 5 CUC.
W Bayamo po raz pierwszy zetknęłam się też z kolejkami do sklepów. Mieszkańcy cierpliwie czekali na ich otwarcie by przekonać się czy być może pojawi się nowa dostawa. Dostawa czego? – tego tak naprawdę się nie wie. A to dopiero początek poznawania Kuby…